Gdybyśmy pokazali na wystawie całą naszą kolekcję broni, mielibyśmy tu Muzeum Wojska Polskiego. A nam chodziło o coś zupełnie innego - mówi Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
Gdybyśmy pokazali na wystawie całą naszą kolekcję broni, mielibyśmy tu Muzeum Wojska Polskiego. A nam chodziło o coś zupełnie innego - mówi Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego..
Jerzy S. Majewski, Tomasz Urzykowski: Dwa miesiące temu obiecywał Pan, że 2 października ekspozycja będzie gotowa. Czy jest?
Jan Ołdakowski: Z drobnymi wyjątkami. Mieliśmy po drodze problem z rozstrzygnięciem przetargu na wykonanie instalacji. Potem były kłopoty z ułożeniem bruku w muzeum.
Czego nie udało się dokończyć?
- Tego jeszcze nie wiemy. Prace będą trwały do samego otwarcia. Z większych obiektów raczej nie ukończymy kanału. Reszta to drobiazgi.
Dlaczego muzeum będzie czynne tylko cztery dni w tygodniu?
- Tylko na razie. Tych trzech pozostałych dni potrzebujemy właśnie na dokończenie i ewentualne poprawki ekspozycji. Tego nie da się robić przy zwiedzających. Potrwa to do końca listopada.
Muzeum Powstania Warszawskiego ma ogromne zbiory broni, mundurów, dokumentów, fotografii. Ekspozycja - w znacznej mierze multimedialna - pomieści tylko niewielką ich część.
- Z tą ekspozycją było tak jak z pisaniem książki - najważniejszy był pomysł, a nie źródła. W tradycyjnym muzeum idzie się do magazynu, wyciąga eksponaty i robi z nich wystawę. My od początku myśleliśmy na odwrót: najpierw powstał scenariusz, do którego z kilkunastu tysięcy eksponatów wybraliśmy kilkaset. Gdyby np. pokazać całą kolekcję broni, mielibyśmy tu Muzeum Wojska Polskiego, a zwiedzający wyszliby z przekonaniem, że Powstanie to była tylko walka. My zaś opowiadamy o różnych aspektach: życiu codziennym, administracji, religii, kulturze, Żydach w Powstaniu, sytuacji międzynarodowej itd.
Kilkanaście tysięcy eksponatów będzie leżało w magazynie?
- Będziemy je pokazywali, ale na innych wystawach, czasowych.
Dla kogo jest to muzeum? Kto przede wszystkim ma tu przychodzić?
- Myślimy głównie o młodych ludziach z Polski i zagranicy.
Tylko jak zainteresować ich wydarzeniami sprzed 60 lat?
- Przedstawiamy historię jak w amerykańskim filmie. Mamy tu wstęp, rozwój akcji, kulminację i zakończenie. Na początku rozmawiamy przez telefon z powstańcem, by zaraz potem wejść w okres okupacji itd. Operujemy przede wszystkim obrazem, teksty - po polsku i angielsku - są tylko uzupełnieniem.
Czy na wystawie dowiemy się czegoś nowego o Powstaniu?
- Nowy jest sposób, w jaki przedstawiamy to wydarzenie. Pokazujemy je w różnych kontekstach: okupacji, akcji "Burza", sytuacji międzynarodowej i PKWN. W czasie, gdy stolica walczyła, 40 km na wschód dzieci szły do szkoły, a pod Rzeszowem majątki dzielono między chłopów. Ważny jest też kontekst getta - gościom z zagranicy próbujemy uświadomić, że w Warszawie były dwa powstania.
Może się zdarzyć, że historycy lub powstańcy wytkną ekspozycji jakieś błędy. Co wtedy?
- Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie przez sześć lat poprawiało i uzupełniało ekspozycję. Przy naszej wystawie pracowało kilkunastu historyków, ale potknięcia mogą się zdarzyć. Już wiemy, że w części poświęconej okupacji uje wzmianki o Katyniu. Niebawem się pojawi. Jeśli któryś element jest nietrafiony, postaramy się go zmienić.
ROZMAWIALI JERZY S. MAJEWSKI, TOMASZ URZYKOWSKI
WAW