Władysław Zbigniew Olczak „Żbik”
Nazywam się Władysław Zbigniew Olczak. Dwa imiona.
- A pana pseudonim stopień wojskowy w czasie Powstania Warszawskiego?
Tych pseudonimów było kilka. [Na przykład] „Żbik”. W czasie Powstania Warszawskiego byłem sierżantem, bo jeszcze młody chłopak [byłem], to nie można było [awansować]. Co prawda ze wszystkich akcji wywiązywałem się dobrze, bo znałem przecież Warszawę i te kąty. Później dopiero, kiedy skończyło się Powstanie, miałem stopień sierżanta. A po Powstaniu już od władz dostałem nominację na porucznika.
- To było Zgrupowanie „Radosław”?
„Radosław”, tak jest.
- Ma pan jakieś wspomnienia z dzieciństwa? Czy pan coś pamięta? Gdzie pan mieszkał przed wojną?
A to oczywiście! Mieszkaliśmy bardzo ładnie, na Mokotowie, na ulicy Dworkowej. Miałem do szkoły troszkę dalej, głębiej na Mokotów. Szkoła powszechna, prywatna, imienia Władysława Giżyckiego – podstawowa, gimnazjum i liceum.
- Czym zajmowali się rodzice?
Ojciec pracował w „Lewiatanie” i w czasie okupacji jeździł z byłym ministrem. Woził bibułę – [tak] to się nazywało.
Mama w czasie okupacji śpiewała w teatrze. Była uczennicą Ady Sari. Później w Teatrze Polskim, później w Teatrze Wielkim. A później już się rozsypało, bo przyszły takie czasy, po prostu zmiana ustroju i tak dalej, bałagan.
- Jak miała na imię pana mama?
Czesława Biernacka, to z domu. Czesława Olczak.
Miałem brata.
Młodszego.
Zdzisio i Zbysio był, więc ja byłem Zbysio starszy, a Zdzisio młodszy.
- A kiedy pan wstąpił do konspiracji?
Pod koniec szkoły powszechnej.
- Zaproponował to panu jakiś kolega?
Już chodziły plotki, to jeszcze nie było potwierdzone, że właśnie coś się organizuje. To nie było tak z dnia na dzień. Różni ludzie byli, więc trzeba było bardzo ostrożnie do tego podchodzić. Za to dostawali pieniądze, jak tych z konspiracji [wydali]. Ale jakoś szczęśliwe [mnie to nie spotkało].Jeszcze pracowałem w Teatrze Polskim. Tak że, troszkę przeszło, troszkę mi przeszło. Mama śpiewała. A poza tym z samochodem, to oczywiście miałem zawsze...
- Jak była wojna, okupacja, pamięta pan Niemców?
W czasie okupacji, [na początku], chodziłem do konserwatorium. A później, jak się już zaczęło, to poszedłem do gimnazjum. To się nie nazywało 2. Miejskie Gimnazjum Zawodowe. Oczywiście zaczynałem od pilniczka, od majsterkowania. Zresztą to bardzo lubiłem, bo jak byłem mały, mieliśmy samochód. Później weszło mi to w krew. Poszedłem do takiej szkoły. Można było iść od razu po czwartej klasie do gimnazjum. [...] W szkole podstawowej byłem u Władysława Giżyckiego na Mokotowie, a później poszedłem do 2. Miejskiego Gimnazjum Zawodowego.
- Czy chodził pan na przykład do Szkoły Podchorążych, do szkoły wojskowej?
A to tak, ale to początek był jeszcze, a później wszystko poszło.
- A jak wybuchło Powstanie Warszawskie?
Już byłem zorganizowany. [...]
- Jak wybuchło Powstanie, pan był sierżantem?
Nie. Dopiero wszystko się dostało.
- Ale w 1944 roku, jak wybuchło Powstanie Warszawskie.
[...] W czasie Powstania Warszawskiego dostałem pseudo „Żbik”. Nie porozumiewało się – Zbyszek, Jurek i tak dalej, tylko: „Żbik”, „Lis”, „Kogut”. „Stary Byku” też mówili na tych starszych. Bardzo różnie, ale myśmy wiedzieli, co i jak. Było bardzo dużo lewych, którzy u nas byli, ale mieli ucho i gdzie nie potrzeba czasem się coś dostało. Później jak była wsypa, to znowuż żeśmy cynk dostali i znowuż się rozsypało. Ale jakoś było. I jedność społeczeństwa była. Przecież jak naloty, to wszystko, bombardowanie, to wiadomo. W czasie Powstania to jeszcze jakoś wytrzymamy. Zrzuty były z Zachodu. Amerykańskie samoloty, to tak – na wysokim pułapie leciał, ale to do nas dochodziło. Znaczy nie konkretnie do nas, ale mieliśmy placówki. Tak że pocieszające rzeczy, żeby się trzymać. Ale że to było w Warszawie i rodziny mieszkały i tak dalej, tak że jakoś się [wytrzymywało]. Aby się nie wydało, żeby się ktoś nie wsypał, bo to się tak nazywało – nie „przypalił”.
- W czasie Powstania był pan w Śródmieściu?
Byłem w samym Śródmieściu, w samym pępku, na Placu Trzech Krzyży – Aleje Jerozolimskie, Nowy Świat, Most Poniatowskiego, Aleje Ujazdowskie, Senatorska, Sejm.
- Czy miał pan karabin albo pistolet, broń jakąś?
Miałem. Na razie jeszcze nie, ale już byłem przygotowany. Tak że dla własnej obrony. [...]Jak plac Trzech Krzyży był, to odchodziła Hoża, Wspólna, Żurawia i myśmy mieszkali na Żurawiej. Tak że w Centrum, troszkę dochodziło, przechodzili i tak dalej. W samym Centrum. A z drugiej strony, zejście na dół, na Solec i dół – Czerniaków.
- A strzelał pan do Niemców w czasie Powstania?
Oj tak, strzelałem. Moja wina, moja wina. Ale to był wróg, jak bym nie strzelał, to by setki… więc strzelałem.
- A dużo broni pana oddział miał?
Myśmy mieli, bo plac Trzech Krzyży był trochę przez Niemców oszczędzany ze względu na to, że jak mieli nalot, to przy tym placu, Ministerstwo, a to w Alejach Ujazdowskich cała Rada Państwa, wszystko, to był znak szczególny. Czasem się dostało, bo któryś nie wytrzymał i za wcześnie spust opuścił. [...] Na koniec żeśmy wiwat dostali, że hej. Zresztą Warszawa, nie tylko my. Weźmy Stare Miasto, gruzy, normalne gruzy, nie było dzielnicy, gdzie nie [było bombardowań]. Mokotów jedynie, co trochę [mniej ucierpiał], ale to była nisko zabudowana [dzielnica]. Były ministerstwa wojskowe, ale to niskie budynki. Tak zostało mądrze wybudowane. Było tak, że niewiele [zniszczyli]. Ale i Mokotów też został [zbombardowany].
- A dużo pana kolegów zginęło w czasie Powstania?
Trochę.
A kto z rodziny pana zginął w czasie Powstania Warszawskiego?Z rodziny stryjek jeden nie wrócił.
Babcia, tak. Bo już starsza. Ciocia to była. W czasie Powstania babcia i tak dalej to troszkę z boku było, a centralny punkt, to najważniejsze, żeby zniszczyć i ewentualnie wyciągnąć jakieś dokumenty. Mieli rozeznanie, był wywiad przecież niemiecki. Tak że myśmy też wiedzieli o tym.
- A kanałami pan przechodził?
Raz, jeden jedyny, bo nie mogłem się dostać z Nowego Światu na Plac Trzech Krzyży.
I do kanału się wchodziło normalnie. Trochę się skulił człowiek. Bardzo w kanale nie śmierdziało i nie płynęło, dlatego że to już było Powstanie, tak że już niektóre części pozapychane. Ale jak trzeba było ratować się, to i człowiek po pas [szedł]. A ile ludzi zginęło jeszcze w tym. Później Niemcy zaczęli wrzucać we włazy, do studzienek, [karbid]. Człowiek był wtedy młody, to jeszcze plackiem na czworakach koło barykady i przeszedł. Zginęło braci.
- A pamięta pan, jak z jedzeniem było? Dużo było jedzenia?
W czasie Powstania to cywile dawali. Ludność, to wiadomo. W okresie kiedy Niemcy okupowali, to znowuż wiadomo, że Polacy się trochę zjednoczyli, wzięli w garść, wytłukli trochę Niemców. Tak za darmo to ich nie wytłukli. Były oddziały – Wola, Śródmieście, Żoliborz. Najwięcej mogę powiedzieć o Śródmieściu – od Dworca Głównego do Mostu Poniatowskiego. Po jednej stronie i po drugiej stronie, ale też nie za głęboko, bo Aleje Ujazdowskie, na plac Trzech Krzyży, na Mokotów to jeszcze kawał drogi, trudno [się było dostać,] bo Marszałkowska była już obstawiona, było gorsze przejście.
- A do niewoli pan wyszedł z żołnierzami?
A co? Będę siedział, to mnie odstrzelą i dobra.
- A do obozu pana wywieźli?
Też musiałem spróbować jak jest. Trzeba trochę mieć szczęścia.
- Czy był pan w obozie w Pruszkowie?
Też byłem. Przez Pruszków wszystkich [wywozili] z Warszawy. Pamiętam, jak żeśmy wychodzili, wojsko szło, Niemcy. My, pewien oddział, i za nami wojsko. Tak że uciekać nie ma gdzie, nic nie ma.
Tak, do Pruszkowa. Ale w samym Pruszkowie byłem później. Jak żeśmy wyszli, doszliśmy pod Żyrardów, inną drogą, przez las. To już inne przejście było.
- Tak, ale najpierw był pan w obozie, w Pruszkowie.
Byłem, ale później poszedłem do roboty. Przyszedł stary Niemiec, bo młodych Niemców (oficerów i tak dalej) pobrali. Byli staruszkowie. Jak weszli Niemcy do Warszawy, to oczywiście gruzy, sprzątanie i tak dalej. Koło nas był oddział i zupę gotowali. Wojskowi – frontowcy – bo to już były przecież naloty niemieckie, to dziadków, po prostu do kuchni zatrudniali. Tak że jak byłem na apelu, to szedł dziadek, bo już byłem w obozie...
W Pruszkowie, tak. Przyszedł i ustawiliśmy się i tak: „W imię Ojca i Syna”, bo widzę, co się dzieje. Idzie Niemiec: „Wystąp!” i tak co któryś. Patrzę – idzie, zacząłem się modlić.
Jeszcze nie doszedł do mnie. A gdzie pracowałem? W kuchni. Tak że jeść miałem co. To było w Śródmieściu, przecież w Alejach Ujazdowskich cały sztab ich stał – Wiejska, Sejm, to oddzielało – a Niemcy stali pomiędzy placem Trzech Krzyży a Kruczą. I właśnie myśmy tam byli. Dwunastu nas było i majster Stula. Stula się nazywał.
- Ale do Niemiec pana wywieźli?
Do Niemiec nie wywieźli mnie. Później trzy oddziały wojska wycofywały się, nas w środek wzięli. Nadchodził wieczór, trochę się zaczęło rozsypywać, był zmierzch, lasek. Człowiek w Powstaniu i w okresie okupacji, to przecież był harcerzem. Chodziłem na ćwiczenia i byłem przygotowany. Mieliśmy ćwiczenia, jak się zachować na polu –przecież nas uczyli. Na zbiórki się chodziło harcerskie. Za Warszawą, trochę za Pruszkowem, to jest dzielnica.
Nie, z obozu [nie] uciekłem. Do roboty mnie wzięli. Myśmy chodzili do roboty dalej. Coraz to słychać artylerię, coraz to słychać, jak armaty biją z tamtej strony. Za cztery dni apel, wszystkich nas do kupy [zebrali]. Zostawili sobie tylko dziadków, starszych, a nas wszystkich [ewakuowali]. Przypuszczam, że ten Niemiec, starszy, ale mnie się wydaje z tego co robił, to może miał dzieci, może mu ktoś zginął w rodzinie czy coś. W każdym razie wychodziliśmy po obiedzie, cały Pruszków – wszystkie oddziały niemieckie zaczęły wychodzić z Warszawy. Nas na Ożarów [skierowali], później na Żyrardów, jeszcze dalej. I Nasza kolumna szła główną [drogą] i nawet samoloty żeśmy widzieli. Samoloty latały i rzucały bomby zapalające. To widać było, jak rzucił. Raz się szło z przodu, raz z tyłu, żeby zobaczyć, co słychać. Już Niemcy byli zmęczeni, bo to już ci starsi trochę. Myśmy od nich dostali nawet kawę i jeść raz żeśmy dostali, bo calusieńki dzień żeśmy szli. Na drugi dzień już byliśmy pod Pruszkowem i za Pruszkowem apel – wszyscy. Lasy były w lewo i w prawo i już był zmierzch. A myśmy szli – prawie drużyna – to zastęp się nazywał, żeby nie mówić drużyna, tylko zastęp. Zastęp nas szedł – znikamy. Pole zalesione i jałowce, krzaki, pojedyncze choinki i krzaków trochę. „Chłopaki, co robimy?”. – „Trzeba wykorzystać”. Mówię: „W imię Ojca i Syna! Tyle się udało, żeby nam, przepraszam, w dupę nie strzelili”. Ale znowu – myśmy wyszli, a ci, co szli za nami, znowuż nie wytrzymali i się gdzieś zatrzymali. Tak że widać już było z daleka, że nadchodzą. Ci naprzód poszli, a nas siedmiu – w krzaki. Normalnie każdy się [rzucił], a to już zmierzch się robił i w krzaki, i w krzaki, i na brzuchu, żeby nie było widać. Jak żeśmy zobaczyli, że to wszystko przeszło, to każdy się modlił. Tak to było. [...] Żeśmy prysnęli. Ci odeszli już kawałek za nami i reszty nie było widać.
- I udało się. A gdzie pan był, kiedy był koniec wojny?
Koniec wojny to był w Warszawie.
- Tak że jak Warszawa została wyzwolona w styczniu, to pan przyjechał do Warszawy?
Myśmy niedaleko Warszawy byli.
- Pamięta pan zniszczoną Warszawę?
Żeśmy zaczęli wracać naokoło, a wtedy byliśmy harcerzami, to znaliśmy się na mapach. W lesie żeśmy spotkali dwóch, ale nie wiedzieliśmy, czy to Niemcy, czy coś. Przeszli koło nas, nic nam nie powiedzieli. Jak żeśmy później poszli, to żeśmy się pod Warszawą z powrotem znaleźli. Jak żeśmy się znaleźli, to już wojska wszystkie wyszły, wszystko wyszło.
- Mam jeszcze pytanie, jakby pan miał znów osiemnaście lat, to poszedłby pan drugi raz do Powstania Warszawskiego?
Poszedłbym.
Poznań, 24 lipca 2007 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Brama