Kazimierz Bogdan Grabowski
Nazywam się Kazimierz Bogdan Grabowski. Urodziłem się w Warszawie 19 października 1938 roku.
- Czy z okresu okupacji zostały panu jakieś wspomnienia?
Po wojnie zamieszkaliśmy na ulicy Twardej 24. Później ten budynek na Twardej 24 został troszeczkę zburzony i brat ze swoim kolegą przyszedł do nas i przeprowadził nas na Wiejską 13, gdzie mieszkali moi dziadkowie.
- Po wojnie czy po wybuchu wojny?
W czasie Powstania Warszawskiego.
- A okres przed Powstaniem? Czy coś pan pamięta?
Tego to nie pamiętam.
- A coś z domu, co zapadło w pamięć?
Wiem, że ojca mojego zabili pod Rykami. Później (z siostrą i z bratem na Twardej jeszcze żeśmy mieszkali) przynieśli mojego ojca w plandece i mój brat starszy ode mnie o osiem lat spytał się, kto to jest. Powiedziano, że tata jest pijany. Mama wróciła, były drzwi zamknięte. Nie wiem, jak moja mama się skontaktowała z dziadkami i z wujkiem. Przyjechali, otworzyli, ale ojciec nie żył.
- Czy pana ojciec został powołany, zgłosił się na ochotnika?
Nie, ojciec pracował w przedsiębiorstwie przewozowym, był kierowcą. Nie wiem, czy Niemcy, czy partyzanci, myśleli, że nie wiadomo co wiozą. To z opowiadań mojej mamy i dziadków.
- Czyli została urządzona zasadzka?
Tak.
- Czy będąc małym chłopcem, słyszał pan, że szykuje się to Powstanie? Twarda to była raczej dzielnica robotnicza?
Byłem urwisowatym chłopcem. Zawsze uciekałem po podwórku, zawsze mama czy siostra, czy brat starszy ganiali i mnie przyprowadzali.
- Czy pan jako małe dziecko wiedział, że ma nastąpić jakiś zryw narodowy, czy raczej to było ukrywane?
Raczej to było ukrywane.
- Pamięta pan może, jak wyglądała w czasie okupacji państwa sytuacja materialna, wyżywienie? Czy mama coś robiła, chodziła gdzieś do pracy, handlowała?
W czasie Powstania takich rzeczy nie pamiętam.
Przed Powstaniem moja mama pracowała, biustonosze szyła czy coś takiego. Później, po Powstaniu, pracowała u Wedla aż do śmierci, czterdzieści pięć lub pięćdziesiąt lat.
- Biustonosze szyła w domu czy w zakładzie?
W naszym podwórzu.
Na Twardej 24.
- Na Twardej 24 był jakiś zakład?
Tak.
- Co pan zapamiętał z Powstania Warszawskiego?
Pamiętam, jak brat mój starszy, żyjący jeszcze, przyszedł z kolegą na ulicę Twardą 24 i przeprowadzali nas na Wiejską. Przechodziliśmy, w Alejach Jerozolimskich była tak zwana barykada śmierci. Samoloty pikowały, brat [mówił], żebyśmy wszyscy na twarz się kładli. Samoloty pikowały i zrzucały bomby, ale jakoś szczęśliwie udało nam się przejść do dziadków, którzy mieszkali na Wiejskiej.
- Powstanie już trwało? To był pierwszy dzień?
Trudno mi powiedzieć, czy to pierwszy, czy drugi.
- Co się wydarzyło, jak państwo przeszli do dziadków?
Wiejska 13 to są podwórka studniowe i z początku nasza brama była zabarykadowana, bo po lewej stronie mieściły się (teraz to jest kawiarnia sejmowa, [ulica] Frascati się kiedyś nazywała) magazyny zabawek i ci, którzy mieszkali na Wiejskiej, zabarykadowali tę bramę. Można było tylko lufcikami… To taka gotycka… Żeśmy tam oglądali, co się dzieje na ulicy. Później Niemcy kazali to odbarykadować. Pamiętam też, jak wieczorkiem przyniesiono w kocach dwóch zabitych akowców. W podwórku był ładny klomb i tam zostali pochowani. Wpierw została kobieta też pochowana. Pamiętam, jak po Powstaniu odkopano ich i w podwórku położone były z desek zbite trumny, i powkładano ich. Gdzie ich wywieziono, to nie wiem. Ale pamiętam, nawet widziałem ich, jeden był w oficerkach, w spodniach szerokich.
- Wspomniał pan, że przy bramie były lufciki. Wyglądał pan przez ten lufcik?
Tak. Uciekałem. Na przykład w piwnicach można było przejść na Wiejską 11, Wiejską 15. W środkowej klatce schodowej było przebicie w ścianie, można było przejść na Aleje Ujazdowskie. Uciekałem mamie, bo urwisek byłem.
- Coś pan zapamiętał? Jakieś wydarzenie, walki, ruchy wojsk?
Pamiętam, był zrzut, bodajże amunicji i sucharów na naszym podwórku.
- Bezpośrednio spadł na podwórko?
Tak. Powstańcy przyszli i pozabierali to wszystko, część sucharów nam dano w tym podwórzu.
- Pamięta pan mniej więcej, kiedy to było?
Nie.
- Czy oprócz tych dwóch momentów Powstańcy przewijali się w tych rejonach Wiejskiej?
Oni przychodzili wybijanymi [przejściami], weszli z tej klatki schodowej, co było przejście na Aleje Ujazdowskie. Przechodzili sobie, bo w piwnicach można było wejść na Wiejską 11, Wiejską 15, w Aleje Ujazdowskie.
- Czyli raczej na przychodne? Na stałe nie byli?
Nie.
- Tak było do końca Powstania?
Później to już nie pamiętam. Tylko wiem, że przy zrzutach czy nie przy zrzutach był odłamek, mój dziadek był ranny w nogę.
- Brał czynny udział w Powstaniu?
Nie.
- Mówił pan, że pamięta dokładnie moment bombardowania?
Na ulicy Wiejskiej powstał z bomby lej wielki. Niemcy kazali wyjść wszystkim, którzy mieszkali. Starsi rzucali tam fotele, stare łóżka, a ja, malutki chłopaczek, też tam rzucałem kamyczki. Doszedł Niemiec do moich dziadków i do mojej mamy, pytał się, czyj to
klein, czyje to dziecko jest. Ja więcej to z opowiadań matki [pamiętam], już ojciec nie żył. [Niemiec] pokazał zdjęcie, [powiedział], że niedobra wojna. Prawdopodobnie nieźle mówił po polsku, podejrzewali moi dziadkowie, że jest może Ślązakiem, może stamtąd pochodzi. Na drugi czy na trzeci dzień on osobiście przyniósł w menażce zupę dla mnie i pomidory. Na trzeci czy czwarty dzień już nie on przynosił, tylko jakiś żołnierz, w menażce dla mnie zupę.
- Może zapamiętał pan coś z tego, co ludzie mówili, jaki to był nastrój, jak ludzie się zachowywali?
Styczności z ludźmi raczej nie mieliśmy, tylko mieliśmy z tymi, którzy mieszkali na Wiejskiej 13. To podwórko-studnia było, to wieczorkami wszyscy, którzy mieszkali na Wiejskiej 13, na podwórku spotykali się i sobie rozmawiali. Ja z nimi nie zasiadałem, tylko biegałem sobie po całym podwórku: do jednej klatki, do drugiej, w Aleje Ujazdowskie [chciałem] sobie przechodzić, to mnie złapano i przyprowadzono z powrotem na podwórko.
- Czyli nie pamięta pan, jakie były tam rozmowy?
Nie.
- A może coś jeszcze panu utkwiło z Powstania w pamięci oprócz tego Niemca?
Później, jak już prawie była kapitulacja Warszawy, kazano nam wyjść. Przyszli Niemcy do podwórka Wiejska 13 i wyprowadzono nas na ulicę. Stanęliśmy wszyscy po lewej stronie naszej bramy. Później kazano… Dwa psy, owczarki niemieckie, trzymali niemieccy żołnierze, strasznie te psy szczekały. Kazano nam się odwrócić twarzą do muru. Później wywnioskowali wszyscy, że nas chcieli rozstrzelać. Babcia, dziadek i mama powiedzieli, że chcieli nas chyba rozstrzelać. Ten Niemiec (prawdopodobnie to był oficer), który przynosił mi posiłki, zupę w menażce, zaczął krzyczeć coś i po jakichś wielkich rozmowach (ile te rozmowy trwały, to mi jest ciężko powiedzieć) przyszedł jakiś żołnierz i wszystkich nas odprowadził w kierunku Pięknej. Pamiętam jeszcze, róg Wiejskiej i Matejki (tam teraz stoi pomnik), stał budynek. Na trzecim bodajże piętrze kobieta krzyczała: „Ratunku!”. Ale ten dom się palił i od razu ją ogień pochłonął. Niemiec nas doprowadził na róg Pięknej i Alej Ujazdowskich i powiedział: „Teraz idźcie sobie prosto”. Doszliśmy do Dworca Głównego, ale jak później żeśmy się znaleźli w Pruszkowie, to już dokładnie tego nie pamiętam.
Pamiętam, jak tam byliśmy, prawdopodobnie ponad trzy doby, więc siostry PCK rozdawały zupę. Pamiętam biały fartuch, czepek biały z takim czerwonym krzyżem. Dziadek czy babcia dali mi… Czy to była jakaś menażka? Prawdopodobnie to była blaszana [puszka] po marmoladzie. Ja, taki mały chłopiec, poleciałem po zupę, siostra mi nalała zupę, ale że ta zupa była gorąca, więc upuściłem tę zupę i mi się wylała. Przyleciałem i mówię, że mi się wylała zupa, to dziadek skombinował kawałek drutu, zrobił mi uszko i latałem, ze cztery, pięć razy im zupę przynosiłem. Później transporty były. Moja babcia do mojej mamy mówi: „Chodź, jedziemy już, dzieci na betonie tu śpią”. Jak się okazało, ten transport pojechał do Oświęcimia. Myśmy pojechali za Kraków do Tenczynka. Tam gospodarze brali tych wszystkich, którzy uciekli z Powstania Warszawskiego. Później, po wyzwoleniu, dziadek mój, bracia przyjechali, a później myśmy przyjechali, zamieszkaliśmy na Wiejskiej dalej.
- Czy zapamiętał pan coś z Tenczynka? Jak tam wyglądało życie?
Pamiętam, w Tenczynku był plac, studnia była. Interesowały mnie koniki, to zawsze uciekałem i jak jechał furman z konikami, to prosiłem, żeby mnie zabrał i jeździłem z furmanką. Później, jak Niemcy uciekali (w Tenczynku był browar), wszyscy poszli na szaber. Moja mama na sankach czy (już nie pamiętam) na jakimś wózku drewnianym wzięła mnie i też tam pojechaliśmy, to żeśmy zwieźli w worku cukier. Później, nie wiem, chyba mama handlowała tym cukrem, żeby nam było trochę lepiej. Ale tak dokładnie już nie pamiętam.
- Czy przez okolice Tenczynka wycofywali się Niemcy?
Pamiętam tylko, że Rosjanie. Rosjanie weszli, popijali tam sobie. Końmi podobno handlowali, za gorzałkę chcieli sprzedać konia gospodarzom.
- Czy oprócz tego zapamiętał pan Rosjan dobrze czy źle? Są różne opinie.
Pamiętam, że były śpiewy, tańce na rynku. Nie wiem, jak to można powiedzieć. Na [rynku], pamiętam, studnia była głęboka. Dziadkowie pracowali bodajże w masarni, któryś z gospodarzy miał masarnię i wyrabiał wędliny, a moja mama, nie pamiętam, czy się dostała do piekarni, czy do jakiejś krawcowej.
- Czyli raczej dość dobrze pan zapamiętał to wejście Rosjan i wyzwolenie?
Tak.
- Kiedy zapadła decyzja o powrocie do Warszawy?
Dziadek i brat starszy i drugi brat… To znaczy nas było troje: brat z 1930 roku, moja siostra z 1934 roku, ja z 1938 roku, a brat starszy cioteczny z 1929 roku, ten, który po nas przyszedł na Twardą. Przyjechali z dziadkiem, jak dowiedzieli się, że już jest wolna Warszawa. Od razu pierwszym transportem dostali się do Warszawy. Nie wiem, czy któryś z braci przyjechał po nas. Jeszcze jak byliśmy w Tenczynku, to mój rodzony brat poszedł z kolegami na jakiś handel pod Rzeszę. Nie, czy sacharyną zaczęli handlować, czy jakimiś tam guzikami, nie wiem. Siedział w Mysłowicach podobno. Siedział chyba trzy tygodnie.
- Zatrzymany przez Niemców?
Tak. Jak Niemcy uciekali, te młodsze dzieci z więzienia wypuścili.
- Później dziadek i bracia po państwa wrócili?
Tego to nie pamiętam.
- Jak wyglądała droga do Warszawy? Pamięta pan moment wejścia?
Wiem, że żeśmy wracali jakimś pociągiem bydlęcym, tak samo, jak żeśmy jechali do Tenczynka za Kraków.
- Pamięta pan moment, jak państwo dotarliście do Warszawy?
Jak żeśmy wrócili, to już było kilka osób, które mieszkały na stałe na Wiejskiej.
- Czy Warszawa wyglądała w tym miejscu gorzej niż przed Powstaniem?
Wszystko było zburzone. Kościół Świętego Aleksandra był cały zburzony, tylko wieża była na placu Trzech Krzyży.
- Coś jeszcze panu utkwiło w pamięci?
Żeśmy chodzili, bo mój dziadek udzielał się w kościele i babcia też udzielała się w kościele. Dziadek miał taczkę, nie wiem, skąd skombinował, i żeśmy odgruzowywali kościół Świętego Aleksandra.
- To tylko państwo czy też ktoś z okolicy?
Mieszkańcy, którzy już wrócili do Warszawy i zaczęli odbudowywać. Pierwsze msze były pod ziemią, bo góra była zniszczona.
Tak. Chodziliśmy pod ziemię, tam się msze odbywały.
- Coś jeszcze pamięta pan z momentów po powrocie?
Cóż mogę powiedzieć?
- Dużo osób było? Jak było z jedzeniem? Jak to było zorganizowane?
Wiem, że jak żeśmy wrócili, to z jedzeniem było bardzo ciężko. Mama mi opowiadała, że był taki moment, że gdzieś skombinowano i nawet żeśmy obierki jedli, bo nie było co jeść.
- Czy nie bali się państwo szabrowników?
Wiejska 13 to przeważnie były wszystkie bramy pozamykane. Pamiętam, że od godziny dwudziestej drugiej do godziny szóstej jak chciało się wejść, to musiało się dzwonić z ulicy dzwonkiem i wychodził gospodarz domu, i dopiero wpuszczał. Jak się wychodziło w nocy, o godzinie dwudziestej czwartej czy o pierwszej w nocy, to w bramie był przycisk, budził się gospodarz domu i wypuszczał. To pamiętam.
- Jak wojna, Powstanie wyglądały w oczach małego dziecka? Czy to było straszne, czy to raczej była jakaś atrakcja, ciekawość?
Raczej było straszne. Jeszcze przypominam sobie, że podobno (nie wiem, czy na Twardej, czy…) kanarka miałem w klatce i w futerku po króliku, biało-czarnym. Mama mówiła, że ten kanarek został zabity przez odłamek i ja z tym kanarkiem biednym, już nieżyjącym… Piastowałem go i niosłem. Nie wiem, jak to się później stało, że tę klatkę mi zabrano i tego kanarka zostawili na ulicy gdzieś.
- Czy jest coś jeszcze, o czym chciałby pan wspomnieć?
Więcej nie pamiętam. Później zacząłem chodzić do szkoły. Chodziłem na świetlicę na Kamionek, bo mama u Wedla zaczęła pracować.
Już po Powstaniu, jak Wedel uruchomił fabrykę. Mama tam poszła pracować i pracowała do emerytury.
- Dużo tam osób było, dzieci? Jak to wyglądało? Wedel bardzo się troszczył o pracowników i była bardzo rozbudowana infrastruktura socjalna.
Chodziłem na świetlicę. Tam był i żłobek, i świetlica od strony Kamionka. Jak do Kamionka żeśmy chodzili, to rewidenci puszczali nas, dzieci, do mamy. Każda matka jakąś czekoladkę, jakiegoś cukierka dała. Jak myśmy chodzili do szkoły, to wychowawczyni nas ze świetlicy prowadziła na Kamionek do szkoły. Jest tam ta szkoła, nie wiem, czy [teraz to] szkoła jest. Tam na dole były siostry zakonne, na górze była szkoła. Dzieciaki [krzyczały]: „O! Idzie Wedel!”. Jak idzie Wedel, to każdy… Miałem zaprzyjaźnionego kolegę, to mu czekoladkę, cukierka [dałem], to co dostałem od mamy. Takie rzeczy były.
- Pamięta pan coś, jeśli chodzi świetlicę u Wedla?
Tak. Później wyjeżdżaliśmy od Wedla na kolonie do Świdra. Pamiętam, że był tak zwany deputat, raz w tygodniu mama przynosiła chleb, jakąś mąkę, jakieś masło, tak zwany deputat dla pracowników.
- A coś z codziennego życia dzieci na świetlicy?
Ze szkoły żeśmy przychodzili, lekcje odrabialiśmy. Mama kończyła pierwszą zmianę, to mnie zabierała. Ewentualnie pracowała na drugą zmianę, bo była brygadzistką później.
- Do której trwała druga zmiana?
Do dwudziestej drugiej godziny. Pierwsza zmiana była u Wedla od szóstej do drugiej, druga – od drugiej do dwudziestej drugiej. Przychodziła mama i mnie zabierała ze świetlicy. Jechaliśmy „dwójką” na plac Trzech Krzyży, „dziewiątka” na Solec, pod most Poniatowskiego jeździła. Jak mama pracowała na drugą zmianę, to chyba często przyjeżdżał po mnie dziadek, ewentualnie babcia albo któryś z braci starszych.
- Czy mógłby pan powiedzieć, w którym miejscu były pozycje niemieckie w okolicach Wiejskiej?
Za budynkiem Wiejska 11. Na Wiejskiej stoją rogatki, jak to nazywam, wjazd na ulicę Frascati. Wiejska 9 była zburzona, tam stała właśnie budka wartownicza, w której zawsze stał Niemiec na warcie.
Niemcy zajęli cały budynek YMCA i cały Sejm, Niemcy tam urzędowali.
- Czy jeszcze jakieś fakty, jeżeli chodzi o stacjonowanie Niemców, pan pamięta?
Nie.
Warszawa, 14 września 2012 roku
Rozmowę prowadził Mariusz Kudła