Józef Kapler „Judkiewicz”
[Nazywam się] Józef Kapler, pseudonim „Judkiewicz”, urodzony 13 marca 1914 roku w Warszawie, ochrzczony w kościele [świętego] Floriana. Matka z pochodzenia Francuzka.
- Jak pan pamięta swoje życie w niepodległej Polsce, w II Rzeczpospolitej?
[...] Przed wojną miałem różne warsztaty i pracowałem w fabryce „Konrad Jarnuszkiewicz”, który produkował urządzenia sanitarne, stoły operacyjne, szafki lekarskie. Kolega mojego ojca był magazynierem w fabryce i mnie tam zaraz wzięli. Pierwsze lata młodemu chłopakowi wszystko pokazywali. Pamiętam chwilę, że trzeba było na stole operacyjnym, na rurce na dole blaszkę przykręcić, dwa otwory wiercić i na gwint. Wiertarką zaczynam wiercić, ale nie widzę dobrze. Lampa jest nade mną. Wziąłem lampę w rękę za oprawkę i prąd mnie złapał, potrząsnął mnie. Ale kolega wyrwał mi [to] z ręki i tak mi się udało.
- Gdzie pan walczył, jak pan się zgłosił na ochotnika do wojska w czasie obrony Warszawy?
Przy ogrodzie botanicznym, XV kompania AK tam była.
Tak, w 1939 roku. Wtedy już dostawałem różne roboty wojskowe. Powstał warsztat, spółdzielnia, kilku nas należało. Trzeba było topić mosiądz, żeby było można zrobić okucia dla wojska.
Jeszcze przed Powstaniem.Wracając do okresu przedwojennego…
- To było w czasie okupacji?
Tak, to była okupacja niemiecka. Po pewnym czasie nie spodobało się to komuś, że to robię. Kazali mi urządzenie zlikwidować. Mieszkając w budynku, gdzie była kiedyś fabryka, patrzyłem przez okno, jak robili coś na terenie fabryki, wapno rozrabiali, żeby odbudowywać. Mieszkanie, co dostaliśmy, było zniszczone przez Niemców. W pokoju nie było na podłodze klepki - ognisko palili, było wypalone, zniszczone. Schodów nie było, tylko dechę się zbiło, klepki się poprzybijało i trzeba było na górę chodzić.
- Na jakiej ulicy było mieszkanie?
To jest [tam], gdzie powstała fabryka „Ruchu”, gdzie wychodzą wszystkie pisma, to jest [ulica] Podchorążych.
- W jaki sposób pan się związał z konspiracją?
Zaczęła się konspiracja... Później w Warszawie było źle. Przeprowadziłem się do Piastowa. W Piastowie dwadzieścia lat mieszkałem. Tam, gdzie teraz są różne sportowe urządzenia, to na dole targowisko było. Później, już chcąc się utrzymać z Piastowa, przyjeżdżałem do Warszawy do fabryki wojskowej... Nie „Konrad Jarnuszkiewicz”, tylko fabryka zbrojeniowa na Forcie Wola. Potrzeba było żyć, bo rodzina… Spytałem się, jakie są warunki i ile można w fabryce zarabiać. Mówią najwyższa grupa jest jedenasta. „To mogę tu przyjść do pracy.” [Była] niby komisja. Pamiętam, że był stół, siedziałem po jednej stronie a oni, trzech siedziało [po drugiej]. Mówią do mnie „My przepraszamy pana i dopisujemy.” Wtedy dostałem największą stawkę w fabryce, ale później była jedenasta i dwunasta i trzynasta grupa w fabryce.
- Czym się pan zajmował w fabryce? Jako kto pan pracował?
Konstruktor wszystkich największych urządzeń. Silniki robiono dla Rosji. [...] Wtedy powstało tam laboratorium narzędzi, gdzie byłem współautorem. Wszystkie urządzenia w fabryce jak w samolocie, wszystko było podwójne.
- Fabryka pracowała dla Niemców?
Nie, wszystko szło do Rosji. Powstawały też szpitale. [Jak] trzeba było zrobić operację, to musiało być w szpitalu podłączone urządzenie [dzięki któremu] było światło i wszystko. Wtedy pierwsze światło paliło się na gaz, a później zaczęliśmy pracować [nad tym], żeby powstawało elektrycznie.
- Jakie pan pełnił zadania w konspiracji, kiedy się pan związał z konspiracją?
Zaczęła się konspiracja, gdy mieszkałem w Piastowie... Aha! Dlaczego się wyprowadziłem do Piastowa? Rodzice mojego kolegi mieli w Warszawie willę, budynek duży, wielopiętrowy, a w Piastowie na Emilii Plater [również] mieli budynek, piękną willę. Mówią do mnie „Nic nie będziesz płacił, w willi możesz mieszkać, kawałek ogródka tam będzie, tylko zapłacisz za światło, które tam zużyjesz.” Gazu jeszcze wtedy tam nie było. Chętnie tam się przeprowadziłem, bo był kawałek ogródka zielonego. Pamiętam chwilę, że mój ojciec wziął motykę, wzruszał ziemię, a [w tym czasie] wyszła koza. Jak się nachylił, tyłek wypiął, [to] koza [go] buch rogami. Tata się przewrócił, kozę skasowaliśmy, że więcej nie było.
- W Piastowie pan nawiązał kontakty z konspiracją?
Zaczęła się później, ale mówię wstępne rzeczy. Moim dowódcą [był] Jan Sadowski, powstała XV kompania AK. Sadowski miał pseudonimy „Suzin”, „Horacy”. Dostaliśmy wtedy trzy steny zrzutowe cichociemnych. Oni mówią „Odbiło im w głowie! Na Powstanie Warszawskie trzy pistolety nam przysyłają?” Ponieważ zacząłem pracować w fabryce „Konrad Jarnuszkiewicz”, [w] której robiono urządzenia sanitarne, stoły operacyjne dla wojska, łóżka, różne rzeczy, to zacząłem kombinować: „Przecież można uzbroić się samemu, przygotować się na Powstanie.” W fabryce dowództwo niemieckie, hitlerowskie, zażądało od dyrektora – Konrad to też było nazwisko i Jarnuszkiewicz [również], spółka akcyjna, Grzybowska 25 - że będzie odpowiadał [za bezpieczeństwo]. „[Jak] spali [się] fabryka, to nie będziemy mieli stołów operacyjnych dla wojska.” [Dyrektor] mówi: „Poradzę, jak to będzie.” Wtedy powstały trzy jednostki straży pożarnej, żeby się fabryka nie spaliła. Byłem przewodniczącym straży pożarnej. Naszym zadaniem było, żeby dzień i noc [przebywać] na terenie fabryki, bo w nocy mogli przyjechać Ruskie, oni się bali. Nas tam było dwudziestu sześciu. W nocy zaprzysiągłem ich i zaczęliśmy produkować pistolety. Zaczęła się konspiracja. Prócz tego w fabryce jeszcze przedtem był Orzeł Biały. Na magazynkach wybijałem „Orła” i „Wojsko Polskie”. Wtedy powstały polskie „steny”. Orzeł był wybity. Powstała konspiracja, że można było coś robić i zaczęliśmy robić. Ponieważ czas uciekał, do Powstania zdążyłem tylko sto osiemdziesiąt siedem zrobić. Każdy pistolet miał po drugiej stronie numer, żeby żołnierz [go znał] i żeby jeden drugiemu nie wyrywał. Przy numerze była data, kiedy on był wykonany, litery AK. Jak już wszystko [się] skończyło, to wszystkie wykrojniki, przyrządy [były przekazane do] muzeum wojskowego.
- Jak długo trwała produkcja jednego pistoletu?
Pracowało nas dwudziestu sześciu. Jeszcze żyje jeden z kolegów - Henryk Łukasiewicz, który był najmłodszy z naszej grupy, miał dobre oczy i zataczał to co w iglicę musiało uderzać. Materiały były stalowe, że widiowym nożem to się podtaczało. Każda rura, żeby strzelać dobrze, to musiała mieć ruch. Zrobiliśmy urządzenie. W fabryce na miejscu honorowym stał duży stół. W stole były otwory, gdzie stały przebijaki, trzeba było każdy otwór... Aha! Kupowało się z innej fabryki pistolety - kaliber sześćdziesiąt trzy, a to był kaliber dziewięć. Stołu nie chowaliśmy. Kiedyś przyjechał niemiecki oficer i tak [mu] się przygląda: „A co to jest?” Mówimy, że to służy do robienia podnośników kolejowych. Popatrzał i poszedł, bo się nie znał na tym.
- Poza produkcją pistoletów, czym się pan zajmował w konspiracji?
Zrobiło się odlewnię dla wojska, potrzeba było różne urządzenia zrobić. W fabryce, jak zacząłem pracować, powstało laboratorium narzędzi. Przed fabryką, wielka suwmiarka była zrobiona, było wiadomo, że my jesteśmy. Tam zacząłem robić wszystkie urządzenia. Pierwszy wynalazek mój polegał na tym, że zrobiłem urządzenie, [dzięki któremu] powietrze idące rurami w fabryce szło suche - woda była zatrzymana i spuszczana osobno. [Przedtem], jak [padał] deszcz, to woda zalewała maszyny… Później, co trzeba było nowego zrobić, [to robiłem]. W międzyczasie chodziłem jeszcze do szkoły.
- Do jakiej szkoły pan chodził?
Pierwsza szkoła zawodowa - technikum „Konrad Jarnuszkiewicz”. Tam pieszo chodziłem kawał drogi. Dawniej to nawet tramwaje były ciągnięte przez konie. Jak zrobiłem maturę, to trzymiesięczny [kurs] fizyki skończyłem, a później na Politechnice Warszawskiej dwuletni Wydział Lotniczy i rok elektryczny. Tak, że wszystkie rzeczy posiadałem. Zaczęli mówić [o mnie], że złota rączka, bo [ze] wszystkim umiałem sobie poradzić. W fabryce pracowało około sześć tysięcy ludzi. Miałem prawo samodzielnie jeździć wózkiem po szynach, [gdy] trzeba było przenieść ciężar.
- Gdzie zastał pana wybuch Powstania?
W [czasie] Powstania byłem w Piastowie. Mój dowódca Jan Sadowski, który pochodził z Suwałk, w Piastowie stworzył kompanię AK. On [nas] przygotowywał, mieliśmy wyruszyć do walki. Trzeba było iść w góry, przez las, gdzie była partyzantka. Trzeba było koło nich przechodzić. Idziemy i okazało się, że jak doszliśmy, przedtem wyszedł oddział z Warszawy, młode chłopaki, harcerze. Oni doszli do miejsca i zaskoczeni byli, bo tam stali uzbrojeni Niemcy, czołgi niemieckie. Niemiec, który miał rozstrzelać nas wszystkich, zobaczył dziewczynkę i Raus! Wypędził ją. Ona w krzakach schowała się i widziała jak on rozstrzeliwał. [On na] mnie patrzy, że stoję, i mówi „Co się tak uśmiechasz?” Mówię
Gut trink! Jak to
Gut trink? „Bo dobra wódka była, lubię wypić!” A to
Raus! .Jeszcze
Ausweis wziął ode mnie i [wtedy] skłamałem, mówię
Deutsche Familie . Puścili mnie, a pod ścianą już stała duża grupa Polaków [którą] rozstrzelali.
To było w 1944 roku.
- To było w czasie Powstania?
Tak, w czasie Powstania. Dziewczynka widziała, [jak] Niemiec wszystkich rozstrzeliwał, co się działo. Ona później [o tym] opowiadała, [ale] wyjechała do Ameryki, więcej o niej nie mieliśmy wiadomości. Pierwsza grupa, chłopaki z Woli, szli do Puszczy Kampinoskiej. Oni pierwsi wpadli w zasadzkę, ich rozstrzelali. My wiedzieliśmy, że tam jest niedobrze, poszliśmy inną drogą i ocaleliśmy.
- Co się z panem działo jak pan dotarł do Puszczy Kampinoskiej?
Już była partyzantka.
- Czy pana oddział miał starcia z Niemcami w Puszczy Kampinoskiej?
Po prostu mam czyste sumienie. Żołnierz, który był [w] wysuniętym okopie w kierunku na Raszyn... Już Niemcy szli z Raszyna. Nas było trzech kolegów, którzy mieli zadanie mieć łączność z żołnierzem, który obserwował w okopie, [czy] idą Niemcy. Wtedy latały samoloty niemieckie, zrzucały bomby. Nasza kawaleria była w parku. Zbombardowali nam kuchnię, zabili konie. Już nie było co jeść, powstał głód. W pewniej chwili jeden z kolegów [mówi]: „Przyniosę wam jedzenie.” Złapał psa. Kobieta miała ładnego psa. Ściągnął skórkę. Pamiętam, dostałem kostkę z psa, nóżkę, głodny byłem, zjadłem to. Wspominam [to], że nawet mięso z psa można jeść. Przecież wspominają nawet, że [za] pierwszej okupacji niemieckiej, jak była w 1918 roku, to Niemcy wszystkie koty zjedli w Warszawie.
- Wracając do okresu Powstania. Co działo się później z panem w Puszczy Kampinoskiej?
W Piastowie, jak należałam do AK, to musiałem uciekać z Warszawy, dwa lata się ukrywać, bo akowiec. Przecież tak było za Ruskich. Zgłosiłem się do premiera Mikołajczyka, co mam robić. Mikołajczyk mówi: „Pojedziesz do Ełku.” To jest [tam], gdzie Niemcy mieli zapasy zboża poukładane w kostkach. Powiedział „Wymłócić, do młyna.” Wtedy mąkę do Warszawy przysyłałem. Później wpakowali nas na Gęsiówkę. To było więzienie takie, że cela dwadzieścia pięć metrów, a nas pięćdziesięciu siedmiu. Dusiliśmy się, ani spać ani leżeć.
- W którym roku został pan aresztowany?
To już było za komuny. Jak byłem wtedy na Gęsiówce, potrzebna była [pomoc], gdzie gotowano zupy. Zgłosiłem się, że chętnie pójdę. Tam mi powiedzieli „Skorzystasz dobrze, przynajmniej będziesz mógł z piwnicy z dołu wyjść na słońce.” Skorzystałem. Tam siedział mężczyzna, który był skazany na karę śmierci. [Pracując w kuchni] wychodziłem, ale nie wolno mi było daleko wychodzić. W pewniej chwili żołnierz, wyjął rewolwer z kieszeni - nosił go zakurzony - wyjął magazynek i mówi: „Masz, oczyść to wszystko.” Wziąłem rewolwer, a on magazynek z amunicją wziął sobie. Rozebrałem, oczyściłem, nasmarowałem. Wyszedłem i mu oddałem. Wzywają go, że on dał mnie rewolwer. Komisja mnie [pyta] „Jak to jest? Miałeś rewolwer?” Mówię: „Miałem rewolwer rozebrany tylko do oczyszczenia, oddałem mu.” Żołnierz dał mi paczkę papierosów. Nie paliłem, to chłopakom dałem, co palili papierosy. Oni jego uniewinnili i odczepili się ode mnie. Było tak, że „czapa”... Będąc tam widziałem, że był ruski żołnierz, który jak chciał zabić Polaka, to kazał mu brać wiadro, że idą do piwnicy brać węgiel. Polak szedł, ten z tyłu strzelał i on tam zostawał. A żołnierza jak pies zobaczył, to skakał na niego. Na dachu więzienia żołnierz polski, który siedział, pilnował, widział, co się tam dzieje, nerwowo nie wytrzymał i karabin wsadził sobie w usta. Popełnił samobójstwo. W międzyczasie przyszedł sekretarz komunistyczny, wtedy sekretarzy się narobiło. Stanęliśmy w szeregu. On nawet po polsku nie umiał powiedzieć dobrze tylko mówi „Pierwsy serek”. Szeregi, a nie serki! To pamiętam, cham to był zawsze cham za komuny, nawet po polsku nie umiał powiedzieć.
- Kiedy pan wyszedł z więzienia?
To chyba 1952 rok już. Byłem w więzieniu, a moja matka chciała iść do mnie, zobaczyć mnie. Z pierwszą moją żoną kłóciły się, bo i tamta chciała iść. Na siebie rzucały podobno kamieniami. Ale tak było. Matka z pochodzenia była Francuzka […]. Ojciec był ewangelik, jak się zakochał to się przechrzcił i dlatego Kaplerów tak się dużo zrobiło wszędzie w Polsce. Dziadek z pochodzenia Holender, miał nad Wisłą duży majątek. Jeździłem do dziadka na rowerze. Wtedy cyngle miałem na drewnianych obręczach, zawsze sobie szykowałem, [na] oponę zakładało się taśmę gumową i jechało się.
- Za co pan otrzymał order Virtuti Militari?
Przyjechał z Ameryki ostatni prezydent na uchodźstwie - Kaczorowski. Witałem go w Piastowie. Przyjechało z nim dużo polskich marynarzy, Polaków z Ameryki, z Anglii. Klub Polaków był w Anglii. W międzyczasie pocztą tajną listy szły. Jak przyjechał, to mówi: „Ty zasłużyłeś na Krzyż Virtuti Militari.” To, co robiłem jako Polak... Wszystko robiłem. Mam o tyle czyste sumienie, [że] będąc na stanowisku, nie strzelałem, nie zabiłem ani Niemca ani Ruskiego, bo nie miałem okazji, że trzeba było strzelać. W okopach był wysunięty żołnierz i on już nie żył. Niemcy bombardowali, jego zabili. Nas było trzech na stanowisku. W pewniej chwili idziemy [sprawdzić], co jest, że żołnierz się nie odzywa, a on już został zabity.
- Jakie pan miał uzbrojenie w walkach w Puszczy Kampinoskiej?
Uzbrojenie ruskie, jeszcze nie było moich. Później ruskie pistolety obcinałem, z każdego pistoletu miałem trzy rury do stena. To dość długie były, otwór był mały - trzydzieści sześć milimetrów. Nożem widiowym otwór się przetaczało i patrzyło się przez lusterko. Raz się przetoczyło, drugi, trzeci i musiało wyjść lustro w pistolecie.
- Skąd pan brał materiały do produkcji stenów?
Pistolety ruskie. Było dużo ruskich pistoletów i z każdego długiego pistoletu miałem trzy lufy do stena. Tam były wymiary sześćdziesiąt trzy milimetry, a tu kaliber był dziewiątki, tak jak pistolety niemieckie. Amunicja była przystosowana do tego. Nawet w pewnym czasie było tak, że ruskich pistoletów nie było. W Warszawie na rynku Starego Miasta można było kupić materiały. Cięło się, robiło się, przerabiało się, trzeba było robić, żeby starczyło na wszystko.
- Czy jest rzecz, którą chce pan opowiedzieć o Powstaniu?
Nie zdążyliśmy wyjść na Powstanie, bo poszła grupa mocnych chłopaków, wpadli w zasadzkę i Niemcy ich rozwalili. My poszliśmy inną drogą do Milejowa, tam gdzie jest pomnik w Milejowie, dziewięćdziesięciu paru Polaków zginęło. Jak byśmy poszli wcześniej, to my byśmy zginęli. Jest [tam odprawiana] uroczystość co pewien czas, autokarem jedziemy.
- Wracając do okresu komunistycznego, czy poza tym, że pan był w więzieniu, był pan represjonowany przez komunistów?
Tak musiałem uciekać, dwa lata się ukrywałem.
- Później, po wyjściu z więzienia?
Nie, później było co innego. Zamieszkałem w Piastowie. Moja pierwsza córka w Piastowie była ochrzczona, bo tutaj w Warszawie kościoły były pozamykane. Za Ruskich, to oni z kościołów magazyny robili. Córkę Hankę ochrzciłem. [Żona] mówiła, że chce Grażyna, a ksiądz mówi: „Nie ma takiej świętej, jest Hanka.” Później ona dłuższy czas prowadziła dom dla starców.
- Czy ma pan jeszcze wspomnienia dotyczące Powstania, z którymi chce się pan podzielić, czego pan nie powiedział?
Było Powstanie, byłem gdzie indziej.
Warszawa, 26 października 2005 roku
Rozmowę prowadził Michał Pacut